Wielkie tłumy szły z Jezusem. On odwrócił się i rzekł do nich: «Jeśli ktoś przychodzi
do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto
i siebie samego, nie może być moim uczniem».

Czy te słowa Jezusa nie szokują nas? Czy nie są odrobinę za mocne? Przecież ten sam Jezus wiele razy wzywa do miłości bliźniego…

Nie chodzi o to, by nie kochać bliskich. Chodzi o to, by ludzka miłość nie była
ponad miłość Boga: Najbliższych […] trzeba kochać; miłość świadczyć trzeba wszystkim: i swoim, i obcym – nie wolno jednak dla tej miłości odchylać się od kochania Boga (św. Grzegorz Wielki).

Prawdziwym uczniem Jezusa jest ten, kto Go pokochał nad wszystko. To trudna sztuka. Niełatwo jest tak pokochać Jezusa, kiedy przeszkadza własna słabość, która ciągnie
w otchłań grzechu. Nie jest prosto odpowiedzieć na Jego miłość, kiedy na przeszkodzie stoją bliscy, którzy mają dla ciebie inne plany, a może po prostu nie akceptują twojej wiary. Trudna jest miłość w obliczu niespodziewanej choroby, osobistego dramatu.

Ale właśnie takie chwile są szansą dla nas, by kochać bezinteresownie naśladując Jezusa w dźwiganiu krzyża.

Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.