Homilia z 17 II 2019 r.

„Błogosławiony, kto pokłada ufność w Bogu”

Dzisiejsza liturgia każe nam zmierzyć się z istotnym dla naszego życia pytaniem: czy jest ktoś, komu potrafię zaufać. Albo inaczej: w kim pokładam nadzieję? To są pytania dotykające fundamentów naszego życia.

Człowiek nie może żyć bez nadziei. Ona czyni nasze życie sensownym, bo wprowadza do niego zorientowanie na cel, którego oczekujemy i ku któremu zdążamy. Nadzieja pomaga także w budowaniu relacji z innymi osobami. Potrzebujemy takich osób, którym możemy zaufać i dla nich żyć. We wzajemnym zaufaniu rodzi się, wzrasta i owocuje miłość. Nie ma miłości bez wzajemnego zaufania.

Nadzieja pokładana w człowieku jest jednak zawodna. Wszystko, co ludzkie, jest nacechowane słabością i niewystarczalnością. Tak wielu ludzi cierpi, bo ktoś nadużył ich zaufania, zawiódł ich nadzieje.

Innym problemem jest egoizm i pokładanie nadziei tylko we własnych siłach, umiejętnościach, znajomościach, w pieniądzu, w przyjemnościach. Niezdolność do zaufania drugiej osobie, a tym samym – do miłości. Ceną takiego życia jest utrata wolności wewnętrznej, zniewolenie grzechem, a nierzadko także utrata sensu życiu i przedwczesna śmierć. Tak często uśmiech na twarzy ludzi sukcesu, celebrytów, gwiazd ekranu czy muzyki, jest tylko maską skrywającą wewnętrzną pustkę i depresję. Odgrywają rolę ludzi szczęśliwych, choć w rzeczywistości cierpią nie mogąc odnaleźć sensu życia i próbując zagłuszyć ból alkoholem, narkotykami, rozwiązłością.

Prorok Jeremiasz jednoznacznie przestrzega przed taką postawą. Mówi: Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku i który w ciele upatruje swą siłę, a od Pana odwraca swe serce. Porównuje takiego człowieka do karłowatej rośliny na pustkowiu spalonej słońcem, umierającej z braku wody. Zachęca do nawrócenia i zaufania Bogu. Nadzieja, którą złożymy w Bogu jest pewna, nie może zawieźć, bo miłość Boga jest doskonała.

Był rok 1934 W szpitalu na oddziale psychiatrycznym leżał Bill, makler giełdowy. Był alkoholikiem. Trafił tu po kolejnym wyniszczającym ciągu alkoholowym. Lekarze określali jego stan jako beznadziejny. Nie potrafili mu pomóc powrócić do normalnego, trzeźwego życia. I właśnie wtedy w jego życiu dokonał się przełom. Odnalazł Boga a wraz z Nim – wolność i prawdziwe życie. Kilka lat później Bill napisał o tym doświadczeniu:

Podczas mojego pobytu w szpitalu oddałem się pokornie Bogu, (…) by czynił ze mną, co zechce. Poddałem się Jego opiece i Jego wskazówkom bez zastrzeżeń. Po raz pierwszy przyznałem, że sam z siebie jestem niczym, że bez Niego jestem stracony. Bezlitośnie stawiłem czoło swoim występkom i zapragnąłem, by mój nowo odnaleziony Przyjaciel wykarczował je i spalił co do joty. Od tego czasu nie wziąłem do ust alkoholu.

Mówię o Billu, ponieważ dalsze jego życie jest doskonałą ilustracją słów z dzisiejszej liturgii: Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją. Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi; nie obawia się, gdy nadejdzie upał, bo zachowa zielone liście; także w roku posuchy nie doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców. Bill nie tylko sam wytrzeźwiał, ale wraz z dr Bobem, innym alkoholikiem, którego poznał w szpitalu, stworzył Program 12 Kroków, dzięki któremu tysiące alkoholików na całym świecie odnalazło Boga i drogę do trzeźwego życia. Dziś z tego programu korzystają także inni, nie tylko uzależnieni. Tak owocuje życie tych dwóch ludzi, którzy w oczach specjalistów nie mieli już żadnych szans, byli przegrani, ale zaufali Bogu i Jemu powierzyli swą wolę i swoje życie.

Jesteśmy wezwani, by tak jak Bill i dr Bob budować swoje życie na Bogu, zaufać Jego miłości. To jest nasze powołanie. Nosimy przecież imię chrześcijan, które mówi, że należymy do Chrystusa. W Nim złożyliśmy swoją nadzieję i pragniemy iść przez życie za Jego przewodem. Tak często odmawiając Koronkę do Bożego Miłosierdzia powtarzamy: Jezu, ufam Tobie! To jest nasz chrześcijański styl życia.

Święta Teresa od Dzieciątka Jezus, gdy była jeszcze małą dziewczynką, bawiła się pewnego dnia ze swoją siostrą Celiną puszczając na wodzie papierowe stateczki. Na swoim napisała jedno słowo: powierzenie się. Już wtedy rozumiała, że jak ten stateczek zdany jest na siłę fal, tak chrześcijanin powołany jest do powierzenia swojego życia Bogu – na dobre i na złe. Teresa pozostała wierna temu powołaniu, choć krótka droga jej ziemskiego życia naznaczona była niejednokrotnie cierpieniem. Dla niej te wszystkie cierpienia były jak piękne róże, które mogła codziennie ofiarować swojemu Ojcu w niebie.

Nadzieja chrześcijańska nie zamyka się w granicach doczesności. Sięga nieskończenie dalej, poza granicę śmierci, aż po horyzont wieczności, bo przecież Chrystus zmartwychwstał, jako pierwszy z tych, co pomarli. Tylko spoglądając z tej perspektywy można zrozumieć Chrystusowe błogosławieństwa. Są one zapowiedzią wiecznego szczęścia dla tych, którzy swe życie złożyli w Bogu, zaufali Mu i są gotowi dla Niego znosić niedostatek i cierpienie.

Jesteśmy powołani, by być świadkami tej nadziei, której źródłem jest zmartwychwstały Chrystus. Ufając Bogu tu na ziemi, i pozwalając, by to On kierował naszym życiem, jesteśmy rozpięci pomiędzy dwoma wymiarami życia – doczesnym i wiecznym. Żyjąc tu na ziemi stajemy się znakami życia bez końca, którego w nadziei oczekujemy.

Na koniec chcę przywołać słowa ormiańskiego świętego Mesropa. Niech one będą dla nas zachętą do zaufania Bogu i oczekiwania pełni życia, którym On chce obdarzyć każdego z nas.

W prześladowaniu czy w pokoju okażmy Panu naszą przyjaźń. On daje nam łaskę niestworzoną, bo chce, abyśmy wszyscy żyli i stali się dziedzicami chwały i wielkości będącej w Panu naszym Jezusie Chrystusie. A my przez Niego uwolnieni, oczyszczeni z przewrotnych żądz, stawszy się dla wielu przyczyną zbawienia, powinniśmy – każdy przez swój trud i swoje cnoty – podnieść się prawdziwie z ziemi ku pokojowi niebiańskiemu do królestwa miłości, aby być zawsze z Chrystusem i cieszyć się Jego dobrami wiecznymi. (…) Tak powinniśmy zbliżać się ku miłości Bożej, otrzymać łaskę Ducha Świętego, osiągnąć niebo, stać się dziedzicami życia wiecznego w mieszkaniu świętych, w ożywczej miłości, jaśniejąc Bożym blaskiem, w niewysłowionej wieczności, by chwalić Najświętszą Trójcę na wieki wieków. Amen.