A my spodziewaliśmy się, że On właśnie miał wyzwolić Izraela. 

Jak widać, uczniowie mieli swój pomysł na Mesjasza. Marzyli, że będzie On przywódcą, który wyzwoli Izraelitów spod panowania rzymskiego. Zapewne myśleli już o stanowiskach, jakie otrzymają w Jego królestwie. Teraz ich nadzieje zostały pogrzebane. Wszystko było skończone. Nie przekonał ich pusty grób, ani opowiadanie kobiet o spotkaniu aniołów, którzy oznajmili, że Jezus żyje. To wszystko budziło jedynie przerażenie.

Podróż do Emaus to był ich powrót do dawnego życia. Właśnie tu spotkali ponownie swojego Mistrza, który otworzył im oczy, nauczył właściwego rozumienia Pisma, pomógł dostrzec, że w Nim wypełniły się zapowiedzi proroków. Poznali Go jednak dopiero po łamaniu chleba, czyli Eucharystii.

Wrócili do Jerozolimy odmienieni, napełnieni paschalną radością. Zrozumieli, że to co było końcem ich marzeń, stało się początkiem czegoś jeszcze wspanialszego. Stali się świadkami Zmartwychwstałego.

Bogu nie można stawiać warunków. Trzeba zrezygnować z własnych oczekiwań wobec Niego, pozwolić Mu przejąć inicjatywę, by doświadczyć mocy Jego miłości. Tego uczy nas każda Msza Święta, w której Jezus ofiaruje się za nas Ojcu.

Jego miłość rozkwita na gruzach mojego egoizmu.