Tego dnia Jezus był, tak po ludzku, całkiem bezradny. Od jakiegoś czasu ukrywał się ze swymi uczniami na wsi, bo wiedział, że faryzeusze już postanowili skazać Go na śmierć. Nie mógł już jawnie nauczać, czynić cudów. I jeszcze ten lęk… Wiedział bowiem, co Go czeka. Ewangeliści opisując modlitwę w Ogrójcu piszą, że Jezus odczuwał trwogę, pocił się krwawymi łzami. Ten lęk był z Nim zapewne już wcześniej.

Zwykle jest tak, że strach paraliżuje, odbiera siły i zapał do działania. Jezus jednak nie dał się sparaliżować lękowi. Do końca pozostał wierny swojemu zbawczemu posłannictwu.

Kiedy nie mógł już czynić cudów, dał nam cud największy – Najświętszy Sakrament, w którym pozostanie z nami na zawsze pod postaciami chleba i wina. Głód Eucharystii, który teraz odczuwa zapewne wielu z nas, jest w istocie głodem Bogiem, tęsknotą za spotkaniem z Chrystusem, który daje się nam jako Pokarm w drodze do Nieba. Może ten czas jest po to, byśmy ten głód odczuli, byśmy na nowo doceni, jak wielkim darem jest Msza Święta.

Kiedy Jezus nie mógł już nauczać tłumów, dał nam lekcję najpiękniejszą: To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. To lekcja miłości. Umywając uczniom nogi, co było czynnością zarezerwowaną dla niewolników, uczył, że miłość to służba. Służba aż po oddanie życia: To jest Ciało moje za was wydane.

Zawsze jest czas na miłość. Nawet wtedy, gdy wydaje się, że nic nie można uczynić, gdy lęk wsącza się do serca i napełnia trwogą. Zawsze można kochać.

Czy rozumiecie, co wam uczyniłem?