Ci dwaj mieli już dosyć. Przytłoczeni tym, co dokonało się w Jerozolimie, rozczarowani, przerażeni wiadomością o pustym grobie, ruszyli w drogę, by o tym wszystkim zapomnieć. Szli do wioski zwanej Emaus. Nazwa ta oznacza w języku hebrajskim ciepłe kąpieliska. Uczniowie mieli nadzieję, że przyjemna kąpiel pogrąży w niepamięci koszmar ostatnich dni.

Na tej drodze dołącza do nich Jezus. Rozmawia z nimi, wyjaśnia Pisma, łamie dla nich chleb. Po tym znaku Go poznali. To nie był zwykły posiłek, On nakarmił ich swoim Ciałem i napoił swoją Krwią. To była Msza św. Zrozumieli, że spotkali Zmartwychwstałego. 

To spotkanie sprawiło, że jeszcze tej samej nocy wrócili do Jerozolimy,
by podzielić się tą radosną wiadomością. Wrócili do tego, co zostawili, odmienieni,
z umocnioną wiarą. 

My także możemy się odnaleźć w tej historii. Rozpozna się w niej każdy, kto będąc
na dnie zniechęcenia i rozpaczy, zmęczony ciągłym uciekaniem od siebie samego, przytłoczony ciężarem krzyża, spotkał Zmartwychwstałego, odkrył w Nim swego Pana
i Zbawcę.

Jezus wciąż idzie z nami po drogach życia. Nie zawsze Go dostrzegamy, ale On
nie odchodzi. Prowadzi nas, podtrzymuje, umacnia. Nie rezygnuje z walki o nas.
Nie może tego zrobić, bo za nas umarł na krzyżu. 

Obyśmy umieli Go rozpoznać. Oby nasze serca pałały, kiedy Go spotykamy.

Wiecie bowiem, że z odziedziczonego po przodkach waszego złego postępowania zostaliście wykupieni nie czymś przemijającym, srebrem lub złotem, ale drogocenną krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego i bez zmazy.